Wybór słuchawek można by porównać z wyborem garderoby. Jeden uwielbia eleganckie garnitury, stylowe i bardzo drogie okulary przeciwsłoneczne, a inny w nosie ma, jak go oceniają na ulicy, leząc w wyświechtanych spodniach i ufaflunionych butach.
Jednym z głównych parametrów, dzięki którym dokonujemy wyboru słuchawek nieprofesjonalnych, to ich design.
To głównie moda determinowała ewolucję słuchawek do momentu, gdy stały się prawie zupełnie niewidoczne.
Jednak czy niewidoczne, oznacza modne?
Wbrew pozorom, tak.
Kiedyś słuchawki nie błyszczały swą urodą. Pamiętam, jak zakładałem na uszy sprzęt marki Unitra.
Wielkie, toporne słuchawy, opatulające głowę tak mocno, że miało się wrażenie, iż mózg za chwilę tryśnie przez gałki oczne i wszelkie inne otwory w czaszce.
Pewnie znajdą się tacy, którzy z rozrzewnieniem wspominają te czasy…
Nadszedł jednak czas, i ni cholery nie pamiętam kiedy to było, że na rynek weszły słuchawki douszne.
Pierwsze wrażenia z ich użytkowania były naprawdę dziwne.
Dźwięk jakby wpadał do głowy. Wydawały się być dużo głośniejsze, choć niekoniecznie wygodniejsze od swych olbrzymich poprzedników.
Bolączką, na którą osobiście strasznie narzekam jest kabel. Wciąż plączący się, zawijający w dziwne supły i blokujący na ich końcach, doprowadza nierzadko do szału.
Kiedy natomiast wyciągam je z kieszeni plecaka, to modlę się by znowu nie były pozwijane i poplątane.
Jedynymi istotami, które cieszą się gdy wyciągam słuchawki, są moje koty.
Uwielbiają je łapać, podgryzać i plątać tuż po ich rozplątaniu.
Słuchawki nauszne natomiast, tych wad są pozbawione.
Dźwięk jest jakby delikatniejszy – subtelniejszy.
Nie oznacza to jednak, że natężenie dźwięku jest niższe.
Wbrew pozorom, dzięki ich zamkniętej konstrukcji, moc i “kształt” dźwięku są dużo bardziej wyraziste i głębsze. Natomiast poskręcany kabel to już w zasadzie nieistniejący problem.
Oczywiście, bywają i takie momenty, gdy wyposażone w 1,5 metrowy kabel słuchawki, gdzieś tam skręcą się, poplączą i wkurzą nas na dobre kilka minut.
Jednak problem ten jest raczej marginalny dzięki temu, że przewód możemy obwiązać o nauszniki.
Słuchawkowy NFZ

Mówi się, i chyba wiele w tym prawdy, że słuchawki douszne mają jedną potężną wadę.
Zwyczajnie rzecz ujmując, są szkodliwe dla naszego zdrowia.
Ich konstrukcja i metoda użytkowania (dousznie) mocno koliduje z naszą anatomią.
Ucho ludzkie skonstruowane jest tak, żeby część natężenia dźwięku eliminować.
W lekkim uproszczeniu, słyszymy tyle ile potrzebujemy.
Słuchawki douszne jednak, niestety łamią tę zasadę ewolucyjną i pakują w nas całą moc, skutecznie próbując uszczelnić ucho od utraty choćby jednego dB.
Co więcej, producenci słuchawek prześcigają się w patentowaniu coraz to nowszych metod wetknięcia nam w uszy ich nowych wyrobów.
Dochodzi do tego typu absurdów, że do słuchawek można dokupić dodatkowe uszczelniacze silikonowe, które wygłuszają to co dzieje się “na zewnątrz”, jednocześnie nie dopuszczając do utraty dźwięku z słuchawek.
Efekt jest taki, że ciśnienie (dB) wali nam prosto w ucho bez żadnych przeszkód.
To tak, jakby przyłożyć głowę do silnika odrzutowego i próbować wyjść z tego bez szwanku.
Słuchawki nauszne krzywdy takiej raczej nam nie wyrządzą.
Można je nosić zdecydowanie dłużej i z dużo mniejszym ryzykiem uszkodzenia narządu słuchu.
Wyciszenie

Ile razy jechaliście w tramwaju pamiętającym poprzednią epokę? Ja niestety mam tego pecha, że moja linia tramwajowa jakoś nie chce się modernizować, toteż stare “dortmundy” tocząc się po szynach wydają z siebie tak przeraźliwe dźwięki, że nigdy nie wiem czy zdołam dojechać na czas. Jednak nie dortmundy są największą bolączką. Co z kibolami jadącymi na mecz, albo co gorsza, z upierdliwą pańcią, która nie kuma, że gadając ze swoją wnuczką przez telefon, nie musi drzeć się na cały tramwaj tylko dlatego, że sama znajduje się w niekoniecznie cichym pojeździe…
Wnuczka, najprawdopodobniej siedzi wygodnie w fotelu, notując listę zakupów do wykonania, więc słyszy wszystko wręcz idealnie. Cóż, na ratunek przychodzą nam…?
Tak, macie rację – słuchawki!
Jakież to cudowne uczucie, gdy możecie odciąć się od babcinki z telefonem przy uchu, prawda?
Niegdyś nawet zrobiłem sobie test tramwajowy przy okazji kupna nowych słuchawek i natrafiając właśnie na takową babcię – zresztą non/stop na nie natrafiam – bawiłem się słuchawkami wyjmując je i wkładając, wyjmując i wkładając 😀
Uczucie było niebiańskie – babcia była i znikała, była i znikała. Szczerze polecam tę słuchawkową zabawę.
Wracając jednak do rzeczy.
Słuchawki nauszne – tym razem zacznę od nich – lepiej tłumią dźwięki, dzięki czemu nasi tramwajowi sąsiedzi, w tym babcia, raczej nie usłyszą muzyki, której właśnie się oddajemy.
Oczywiście, gdy rozkręcimy volumen na pełną parę, to słuchawki budżetowe z tego segmentu pewnie słabo nas wytłumią.
Jednak większość sprzętu w średniej cenie sprosta oczekiwaniom pasażerów naszego dortmunda.
Słuchawki douszne natomiast, tutaj znowu wypadają troszkę gorzej.
Dają nam jednak jedną olbrzymią przewagę nad nausznymi. Najczęściej mają funkcję odbioru połączenia telefonicznego. I śmiem twierdzić, że większość z nas właśnie z tego powodu wybiera słuchawki douszne aniżeli te drugie.
Są jednak i tacy, a znam ich przynajmniej kilku, którzy mają zainstalowane na głowie jednocześnie dwa rodzaje słuchawek.
Osobiście nie potrafię zrozumieć tego fenomenu, ale… co człek to obyczaj, czyż nie?
Będąc jednak przywiązanymi niewidzialną smyczą do sieci GSM lub LTE, ciężko sobie wyobrazić nieodbieranie telefonów od szefa chociażby, prawda?
Ten skubaniec dorwie nas wszędzie, nawet w tramwaju.
Toteż zastanówcie się, czy nie lepiej jest jednak zmieniać słuchawki z dousznych na nauszne.
Zawsze przecież możecie powiedzieć – no sorry szef, nie słyszałem jak dzwoniłeś.
Moda

W dzisiejszych czasach trudno nie dostosować się do panującej mody.
Kupujemy markowe ciuchy, podobne do siebie buty, mimo tego że wydaje nam się iż będziemy oryginalni.
Gdy idę do sklepu z odzieżą męską i poszukuję spodni, to nie raz myślę, że pomyliłem dział męski z żeńskim.
Moda dosięgnęła nawet naszych genitaliów, próbując je skutecznie zdusić niczym w pięści wszechobecnego kreatora mody.
I nie żebym miał z tym jakiś problem. Po prostu miło by było, gdybym miał jakikolwiek wybór.
Podobnie sprawa się ma z innymi częściami garderoby, w tym i słuchawkami.
Jak już wspominałem na początku, moim zdaniem słuchawki douszne są niczym więcej jak tylko ewolucją mody.
Pamiętam, gdy po raz pierwszy zobaczyłem słynne białe słuchawki w nowojorskim metrze.
Nie miałem pojęcia dlaczego wszyscy mają słuchawki właśnie białe, a nie jak w Polsce, czarne lub szare.
Wtedy właśnie dowiedziałem się o niedawnej premierze pierwszego iPoda i białych słuchawek firmy Apple.
Rzeczywiście muszę przyznać, że wykreowanie słuchawek iPoda było chyba jednym z najlepszych zagrań Apple w świecie mody.
Wszyscy chcieli je mieć, a przecież były schowane głęboko w uszach. Były w zasadzie niewidoczne, a jednak…
Dobrnęliśmy właśnie do najważniejszego kryterium wyboru słuchawek.
I choć organicznie z tym podejściem się nie zgadzam, będąc tym, który chodzi w ufaflunionych butach, to faktem jest że słuchawki douszne wyglądają estetyczniej, skromniej, ale i również wytworniej.
Na szczęście producenci tacy jak JBL, Sennheiser, Sony i wielu innych, zaczęło dbać nie tylko o jakość dźwięku, ale i o wizerunek użytkownika.
Odpowiedzmy sobie więc teraz.
Czy jest możliwość wyznaczenia, które słuchawki są lepsze?
Na korzyść zdrowia, jakości dźwięku i spokoju współpasażerów, na pewno wygrywają słuchawki nauszne. Jednak dyskwalifikują je strasznie pod względem estetyki i funkcjonalności słuchawki douszne.
I choć szkodliwe dla naszego narządu słuchu, większość z nas nadal wybierze to właśnie rozwiązanie.
Szkopuł jednak w tym, by muzyki również umieć słuchać. Wtedy zmieńmy słuchawki douszne na lepszej klasy nausznikowe i oddawajmy się muzyce w pełni, wraz z zadbaniem o nasze zdrowie.
Amen