Kryzys – słowo kojarzące się z przejściowymi problemami. Najczęściej dotyczy związków dwojga ludzi. Czasem bywa problemem w pracy. Jednak gdy państwo lub jego część popada w kryzysową sytuację, sprawa nie wygląda już na tak błahą.
Tytułem wstępu
Muszę zaznaczyć, iż artykuł i poniższe rozważania są moimi autorskimi przemyśleniami. Nie mając jednocześnie w zamiarze skrzywdzić kogokolwiek swoją oceną, zapewniam, że wszelkie ostrzejsze słowa są li i jedynie podkreśleniem problemu, jaki w mojej ocenie narasta w sektorze kultury.
Redakcja uptone.pl nie może zatem ponosić odpowiedzialności za użyte przeze mnie słowa.
Gdy na początku lat 2000 zdano sobie sprawę, że piłka nożna nie ma się dobrze, a nasza wciąż zmieniająca się kadra piłkarska nie radzi sobie na imprezach sportowych, wymyślono genialny pomysł. Orliki, bo o nich mowa, naprawiły sporą część problemu, co dziś dowodzą piłkarze.
Pytanie, a raczej teza, którą stawiam w tym artykule, to próba udowodnienia, iż w Polsce kultura nie ma się dobrze. Ośrodki kulturalne dogorywają, a jedynie ich odsetek jest dostatecznie dotowany, aby w jako taki sposób mogły funkcjonować.
O kulturze zapomniano, zaniedbano ją i niejednokrotnie zbesztano, sprowadzając do lokalnej polityki, tudzież ideologicznej papki.
Zatem może warto pomyśleć o kulturalnych odpowiednikach Orlików?
Odrobina polityki
Polityk, to taki osobnik, który niewiele robi, dużo gada i jeszcze więcej zarabia. I uwierzcie, że nie jestem ani anarchistą, ani zagorzałym zwolennikiem opluwania telewizora gdy tylko widzę w nim program publicystyczny. Po prostu nie wierzę im, niezależnie z jakiego obozu politycznego pochodzą.
Moją polityczną frustrację potęguje dodatkowo stały kontakt polityki z moim zawodem.
Pracując w sporych rozmiarów ośrodku kultury, wciąż napotykam na wizyty tychże osobistości, trzepiących sobie zdjęcia na tle budynku i w gronie artystów. Wizerunkowo politycy dbają o siebie jak nikt inny, a kultura jest w tym wizerunku bardzo potrzebna. Dodaje animuszu i inteligenckiego rodowodu, co najczęściej nie idzie w parze z prawdziwą inteligencją.
Przykładem na to są rządzący departamentami kultury, którzy nijak nigdy nie mieli związku z kulturą, nie mają pojęcia o jej funkcjonowaniu, a jedyne na czym im zależy, to na cyferkach, które w jakiś sposób mają się zgadzać pod pojęciem bilansu.
I nie miałbym z tym problemu, gdyby nie fakt, iż do zarządzania kulturą potrzebna jest nie tylko wiedza ekonomiczna, ale i odrobina wrażliwości oraz pojęcia o życiu z drugiej strony barykady – barykady kulturalnej.
Artyści
Nigdyś nazywani kwiatem społeczeństwa, sercem narodu i jego duszą. Po dziś dzień głównym narzędziem nauki młodych ludzi są artyści – poeci, pisarze, reżyserzy, aktorzy.
To ich słowa cytowane są od początku, po sam koniec edukacji. To dzięki nim, młody człowiek ma szansę nabrać garść wrażliwości, schować ją do kieszeni i pędzić przez dalsze życie nie strzelając do innych, nie okradając, nie mordując zwierząt czy w końcu dokonując pierwotnego wyboru pomiędzy dobrem, a złem.
Jednak bycie artystą, niesie z sobą bagaż udręk. Od rozemocjonowania poczynając, a na biedzie kończąc.
I jeśli rozemocjonowanie da się w jakiś sposób wytłumaczyć, to biedy już niekoniecznie – przynajmniej nie w tak ogromnej skali, jaką jest niemalże cała Polska.
Teatr
Z artystycznego punktu widzenia, nie wolno ani mi, ani w zasadzie nikomu innemu oceniać kierunku w jakim sztuka wysoka podąża. Tu brak jest podziałów na gangsta, erotykę czy polityczne występki artystów scenicznych na deskach teatrów i oper. Wolność artystyczna, sprowadza na artystów i gmachy ich teatrów ryzyko oceny przez publiczność i brak, bądź salwę oklasków, z których artyści czerpią inspirację i zapał do dalszej pracy.
Jednak pojęcie pracy w pojęciu ekonomicznym, jest tutaj niestety słowem kluczowym i dowodzi przenikania się ludzi sztuki z ludźmi ponoszącymi odpowiedzialność zarządzania nimi.
Polityka – durniu!
Tu niestety czas powrócić do początków tego artykułu i dowieść prawdziwość tezy o umierającej kulturze.
Otóż kultura wysoka, za którą odpowiedzialni są w dużej mierze politycy, zarządzana jest z fotela osób, których tak intencje, jak i predyspozycje do pełnienia funkcji odpowiedzialnych za prowadzenie danej jednostki, dalekie są od ideału.
Świetnym przykładem na dzisiejsze besztanie polskiej kultury wysokiej jest aktualna sytuacja Opery Kameralnej i niedawna awantura o Teatr Polski, w którym to gniazdko uwiła sobie partia i osoba ideologicznie skrzywiona.
Teatr Polski i bajzel, którymi świadkami mogliśmy być przez kilkanaście tygodni dowodzi, że sztuka wysoka straciła już niezależność, a jej walory edukacyjne już dawno przyćmiono kierunkiem politycznym, w którym nasz kraj podąża w różnych okresach swojej historii.
Nie zapominajmy przecież, że nie tylko rządzący aktualnie obóz polityczny wpychał swoje brudne łapy w kulturę. To samo czynili ich poprzednicy, choć należy również przyznać, że robili to z większą dozą dyplomacji.
W teatrach i operach zaczęły rządzić pieniądze i ideologia, a niekiedy również religia, co doprowadza mnie osobiście do szału.
Dyrektorzy “kreatywni”
Z Warszawskiej Opery Kameralnej leci właśnie na bruk blisko 150 pracowników, którzy niegdyś związali swoje życiowe plany z tą instytucją. Teraz, gdy ktoś doszedł do wniosku, że zatrudnienie przekroczyło jakiś wytyczony liczbami kierunek, ludzie ci zwalniani są bez prawa do perspektyw tak życiowych jak i artystycznych.
Pani Alicja Węgorzewska – Whiskerd, pełniąc obowiązki dyrektora, prowadzi krucjatę, w której jedynymi ofiarami są ludzie, dzięki którym instytucja ta w ogóle istnieje.
Mając za sobą Pana Jacka Laszczkowskiego, będącego jakiegoś rodzaju doradcą, oboje szafują umowami o pracę, dyskredytując dokonania artystów muzyków, ale i również solistów i dyrygentów zatrudnianych dotąd w tej uznanej w całej Europie operze.
Niedawno zakończony kryzys w Operze Bałtyckiej, w której kością niezgody stały się wynagrodzenia pracowników, jest kolejnym dowodem na agonię ośrodków kultury, którymi zarządzają osoby źle do tego przygotowane, ale co najtrudniejsze do zaakceptowania, kompletnie nie potrafiące wczuć się w rolę swoich podwładnych. Moje główne zarzuty dotyczą jednak Urzędu Marszałkowskiego, któremu wydaje się, że Opera Bałtycka jest w stanie funkcjonować za te same pieniądze, co 5 czy 8 lat temu.
Urzędnicy nie biorą pod uwagę wzrostu wydatków, jakie w okresie kilku lat znacząco podniosły koszt utrzymania teatru, opłacenia firm zewnętrznych, ale i również konieczności wzrostu uposażeń szeregowych pracowników.
Pracownicy Opery w Gdańsku milczeli przez lata, nie otrzymując nawet minimalnej podwyżki. Gdy obecny rząd podniósł wynagrodzenie minimalne do 2000 PLN brutto, ludzie teatru podnieśli gwar. Zarabiając wtedy najniższą krajową, nie godzili się na takie traktowanie finansowe, ale co istotniejsze, na obniżanie im uposażeń.
Doprowadziło to do rzadkiej sytuacji strajku. Na szczęście opera przetrwała, a pracownicy aktualnie cieszyć się mogą względnym spokojem i stałą tendencją podnoszącego się poziomu artystycznego tej instytucji. Dowodem na to jest chociażby niedawna premiera
La Bohème (polskie tłumaczenie – Cyganeria)
Teatr Polski, o którym wspomniałem również wcześniej, ma za sobą jeszcze większą awanturę. Tam jednak poszło o sprawy ideologiczne!
Władzę nad teatrem przejął Cezary Morawski i wtedy zaczęły się problemy. Konflikt rozpoczął odwołanie spektakli, z którymi kształtem nie zgadzała się władza i sam Pan dyrektor. Postulatami pracowników było również podniesienie pensji i wprowadzenie “klauzuli sumienie”, z której korzystać będą mogli aktorzy. Klauzula była swoistą odpowiedzią na tą, respektowaną przez prawicowe środowiska lekarzy. Aktorzy jednak chcieli dać wyraz niezgody na zapoczątkowaną przez Morawskiego cenzurę artystyczną.
Ciche trupy
Podane przykłady są najgłośniejszymi artystycznymi konfliktami jakie przetoczyły się przez nasz kraj w ostatnim czasie. Niestety nikt nie słyszy o małych ofiarach świata kultury, jakie niemal każdego roku ponoszą Domy Kultury. W jakiejś części, zarządzane są przez artystycznych barbarzyńców uskuteczniających swoje polityczne lub ideologiczne aspiracje. Tworzą wyimaginowane twory artystyczne nie przynoszące nikomu pożytku. Jedynie oni sami mogą szczycić się swoimi “osiągnięciami” przed politycznymi przełożonymi w Urzędach Marszałkowskich.
Sytuacje te najczęściej prowadzą w efekcie do niszczenia tych małym instytucji lub czasowego ich zawieszenia po przejęciu władzy przez kolejne obozy polityczne.
Gra na kulturze trwa w najlepsze, a niewtajemniczone społeczeństwo otępiałym wzrokiem lezie przed siebie w błogiej nieświadomości, klaszcząc podczas występów domorosłych dyrektorów i ich kiepskiej maści artystów, śpiewających festynowe psalmy z towarzyszeniem keyboardu.
Polska kultura i sztuka
Co roku narzekamy na brak polskiego akcentu na wielkich imprezach artystycznych. Raz na kilka, bądź kilkanaście lat, zauważy ktoś reżysera na Berlinale czy w Los Angeles podczas rozdania Oscarów. Opery polskie to nieśmiertelny Moniuszko z infantylnym libretto w tle, niezrozumiałym dla szarego odbiorcy próbującego wizyty w teatrze operowym.
Jedynie Kilar, Penderecki, Smarzowski czy Szymborska, to docenione na świecie, lecz nie w Polsce osobistości. Nie dorobili się nigdy fortuny, choć na fortunę zasługują. Nie dorobili się również wiedzy kim byli, z ust tych, którzy tą wiedzę posiadać powinni.
Gdy pisałem ten artykuł, próbowałem czerpać wiedzę od ludzi teatru, od znajomych, przyjaciół i oczywiście z własnych wieloletnich doświadczeń. I przyszło mi do głowy zdanie, a raczej pewna formułka, którą przypisałbym do sytuacji panującej w świecie polskiej kultury…
Kultura w Polsce jest aktualnie jak brudna szmata, w którą co i rusz wyciera ktoś swoją twarz. I niestety wyhaftowane kwiatki, szmacie tej nie pomogą.